poniedziałek, 8 grudnia 2014

Znowu od początku

i znów od zera, od nowa. Ile będzie jeszcze tych nowych początków? Kilka, kilkadziesiąt, kilkaset - wiem. Spadam w dół, uderzając głucho o ziemię, a potem wstaję, bo mówią, że muszę. Czasami wolałbym chwilę poleżeć.

Bawię się słowami, tworzę anagramy; antropogeniczny staje się pograniczem. Wymyślam nowe wyrazy
onyksmatyczny, trudencyjność, maselia
udaję Szekspira, choć nie umiem wypowiadać prostych zdań.
To ja.

Na dworze coraz bielej, w końcu, bo jesień stała się monotonna. A ja próbuję próbuję próbuję. Nienawidzę tego słowa. Staram się uczyć, uśmiechać, wychodzić, mimo że znowu boję się tłumów. Ludzie mówią w niezrozumiałym języku, a ja lepiej dogaduję się z psem, który patrzy inteligentniej od moich rówieśników.
Ar­tyści nie są z te­go świata, nie pa­sują tu­taj, gdyż żyją w in­nej rzeczy­wis­tości, w wyima­gino­wanym świecie. Częstok­roć lep­szym, piękniej­szym, łat­wiej­szym, co spra­wia, że tu­taj nie radzą so­bie z życiem. Ta ob­cość jed­nostek spra­wia, że są niez­ro­zumiani i za życia ska­zani na sa­mot­ność.
Jestem artystą. Od siedmiu boleści. 

Czekam na święta, w przerwach tęskniąc za papierosami, mimo że ledwo znam ich smak. Zaczynam dziesiątki opowiadań, które kończą się na tytule. Chyba nie umiem już pisać, choć nadal - niespodzianka - próbuję. Walczę z melancholią, ostatnio przychodzi częściej. Lubię ją. Przyzwyczajam się do niej. To chyba źle.


Niedawno w radiu udało mi się usłyszeć pierwszą świąteczną piosenkę. I nie było to wcale Last Christmas. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz